Chodzę rozczochrana. Jestem na diecie czekoladowo-piwnej.
Rzuciłam palenie i kościół też.
Do pierwszego czasem wracam, do drugiego - nie.
Moskwa. Nie radziecka. Nie zdradziecka. Nie carska. I nie Putina.
Moskwa piekielnie szatańska.
Utknęłam w Rosji Tołstoja, by znakomicie zabawić się w Rosji Bułhakowa. Z wódką, kawiorem, jesiotrem i czystym absurdem. Ale kogo to dziwić może? Przecież to Rosja, tu wszystko jest możliwe. Bal u szatana, latanie na miotle, ta miłość - też jakaś szatańska i Piłat jakże aktualny!
Taki Behemot i Korowiow mogliby i mi towarzyszyć w życiu. I cóż by to było za życie! Przewrotne, kapryśne, niepewne. Wieczna zabawa!
Obywatelu Azazello? Mała prośba. Może dla mnie też taki kremik? Na przyszłość? Bo do wiedźmy mi nie daleko - włosy w odpowiednim rozczochraniu, tylko miotły brak ;)